{slider W poszukiwaniu śladów przeszłości}
Za zgodą redakcji NTS: przedruk artykułu zamieszczonego w nr 2 gazety z dnia17 lutego 2015r.
Gmina Szczutowo. Setna rocznica bitwy pod Blinnem
W poszukiwaniu śladów przeszłości
Jean-Luc Fechter, pochodzący z Alzacji (Francja), podczas opracowywania historii swojej rodziny natrafił na informację, że brat jego dziadka Joseph Fechter podczas I wojny światowej zginął w bitwie pod Blinnem. Postanowił odnaleźć to miejsce. Pierwszy raz do Polski przyjechał w 2003 r...
Sto lat temu, podczas I wojny światowej, 1 lutego 1915 r., w pobliżu miejscowości Blinno, doszło do starcia wojsk niemieckich i rosyjskich. W wyniku walk zginęło 53 mieszkańców Alzacji z tzw. pospolitego ruszenia. Żołnierze tej formacji powoływani byli do obrony terytorialnej, lecz stało się inaczej - zamiast bronić swoich ojcowizn, zostali wysłani na front i trafili w okolice Blinna. Co najmniej 32 z nich to rdzenni Alzatczycy. Alzacjia po zakończenia I wojny światowej (z wyjątkiem lat 1940 - 1944) znów należy do Francji, tak jak to było przed 1871 rokiem. Wszyscy polegli zostali pochowani około 600 m od Blinna, przy drodze prowadzącej do Podlesia. Miejsce to odnalazł w 2003 r. potomek jednego z poległych żołnierzy, Francuz Jean-Luc Fechter. Jesienią 2013 r. dzięki staraniom UG w Szczutowie cmentarz został uporządkowany, ogrodzony, postawiono drewniany krzyż oraz tablicę inskrypcyjną z nazwiskami poległych. Pieniądze na sfinansowanie tego przedsięwzięcia pozyskano od: wojewody mazowieckiego, Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie oraz Rady Gminy Szczutowo.
Pielgrzym historii
Jean-Luc Fechter w setną rocznicę bitwy pod Blinnem postanowił złożyć hołd swoim rodakom, którzy zginęli w czasie tych walk. Dysponując szczegółowymi informacjami o trasie, którą przebyli żołnierze na front wschodni, zdecydował, że sto lat później on tę trasę pokona w tych samych dniach i w ten sam sposób. Lokalna prasa z terenu zamieszkania Jeana-Luc Fechtera, znając jego plany, nazwała go pielgrzymem historii, który odbywa swoistą pielgrzymkę do przeszłości. Rozpoczął więc ją tak, jak jego rodacy sto lat wcześniej. Najpierw pieszo 30 km z miejscowości Chaume de Lusse do dworca kolejowego. Na tym odcinku towarzyszyła Joanowi kobieta, której krewny też zginął pod Blinnem. Dalszą część podróży odbył sam, pociągiem do Golubia-Dobrzynia , a potem pieszo, z postojami dokładnie w tych samych miejscowościach, szedł w kierunku Rypina. I tak jak wówczas żołnierze, on również 27 stycznia noc spędził w Zamościu gm. Rogowo w pow. rypińskim. Natomiast w niedzielę, 1 lutego 2015 r., dokładnie w setną rocznicę bitwy, przy pomocy przyjaciół zorganizował skromną uroczystość.
Nad grobami przodków
Na uroczystość przybyli również przyjaciele Jeana-Luc Fechtera z Polski, których poznał osobiście bądź przez internet, a którzy od kilku lat w różny sposób wspierali go w poszukiwaniu miejsca pochówku jego rodaków i ustalaniu wielu szczegółów związanych z bitwą. Tak więc na spotkanie, oprócz Jeana-Luc Fechtera, przybyli: wicedyrektor Muzeum Mazowieckiego w Płocku Tomasz Kordala z żoną; Niemiec Gunter Fuchs z żoną Polką, zamieszkały w Polsce; Krzysztof Menel z Warszawy; Zenon Baryka z Płocka. Wszyscy o zainteresowaniach historycznych. Na spotkaniu byli również Elżbieta i Józef Topolewscy ze Szczutowa, ich córka Ola Topolewska-Wochowska oraz zięć Jacek Wochowski ( według jego projektu powstał pomnik na cmentarzu w Blinnie). Rodzina ta udzieliła Jeanowi-Luc Fechterowi gościny, kiedy w 2003 r. znalazł się w Szczutowie po raz pierwszy i wspierała go we wszystkich poczynaniach podczas kolejnych jego pobytów w Polsce. Uczestnicy spotkania wzięli najpierw udział we mszy św. w kościele w Gójsku, którą ks. proboszcz Grzegorz Żabik odprawił, między innymi, w intencji żołnierzy poległych sto lat temu w boju pod Blinnem. We mszy św. uczestniczył także wójt gminy Szczutowo Andrzej Twardowski. Po nabożeństwie grupa Jeana zgromadziła się na cmentarzu w Blinnie. Złożono niebiesko-biało-czerwoną wiązankę kwiatów, jak kolory flagi francuskiej, zapalono znicze, a Jean-Luc Fechter rozsypał na cmentarzu ziemię, którą przywiózł z dalekiej Alzacji. Przy tablicy z nazwiskami poległych zatknął chorągiewki: polską biało-czerwoną i alzacką czerwono-białą.
Ocalić od zapomnienia
Spotkanie uczestników ceremonii zakończyło się, dzięki uprzejmości wójta Gminy Szczutowo, przy kawie w pobliskiej restauracji. Przy wspólnym stole zasiedli: Alzatczyk i Saksończyk mieszkający w Gostyninie, mieszkańcy Warszawy, Płocka i Szczutowa, których połączyła wspólna pasja – poszukiwanie śladów przeszłości, szacunek dla miejsc pochówku oraz starania, by ocalić od zapomnienia wiele wydarzeń i miejsc historycznych. Dlatego wszyscy wyrażali swoją wdzięczność tym, którzy przyczynili się do odnowienia cmentarza wojennego w Blinnie. DS
{slider Pielgrzym historii z Alzacji}
Za zgodą redakcj NTS: przedruk artykułu zamieszczonego w nr 3 gazety z dnia 24 lutego 2015r.
Szczutowo
Pielgrzym historii z Alzacji
W NTS nr 2 pisaliśmy o Alzatczyku J.-L. Fechterze, którego rodzima prasa nazwała pielgrzymem historii. Przybył on na teren naszego powiatu, by oddać hołd swoim rodakom poległym 1 lutego 1915 r. w bitwie pod Blinnem (gm. Szczutowo). Dzisiaj zamieszczamy więcej szczegółów dotyczących jego swoistej pielgrzymki do Polski.
W poniedziałkowy poranek, 2 lutego 2015 r., do dwóch szczutowskich szkół został zaproszony niecodzienny gość – Jean-Luc Fechter z Alzacji. W hali sportowej spotkał się z gimnazjalistami oraz uczniami starszych klas szkoły podstawowej. Na spotkaniu byli też obecni nauczyciele oraz wójt Andrzej Twardowski. Jean-Luc Fechter, wykorzystując odszukane zdjęcia i inne dokumenty, opowiedział młodzieży o swoim zainteresowaniu genealogią. Zaczęło się dość niespodziewanie. Namówili go do tego kuzyni. Spróbował. I wkrótce tak go to wciągnęło, że większość wolnego czasu spędzał w różnych instytucjach, szukając informacji o swoich przodkach. Dokumentacja, którą mozolnie gromadził, stopniowo odkrywała nieznaną historię rodziny Fechterów. W jednym z dokumentów znalazł notatkę, że brat jego dziadka, Joseph, podczas I wojny światowej zginął w bitwie pod Blinnem, ale gdzie to jest?
Gdzie jest to Blinno?
Pomogły odnalezione mapy i opisy bitwy. Jean-Luc postanowił odwiedzić Polskę. To nic, że tam nigdy nie był, nikogo nie zna, nie ma żadnego punktu zaczepienia. Musi odnaleźć Blinno! W czerwcu 2003 r. przyjechał do naszego kraju. Najpierw odwiedził Płock. Szukając jakiegoś kontaktu, spotkał Zenona Barykę, który rozumiejąc sytuację, zawiózł go prosto do Blinna. Znaleźli zakrzaczone miejsce, które prawdopodobnie było opuszczonym cmentarzem. Należało to sprawdzić. Postanowił skontaktować się z Urzędem Gminy. Dotarł do Szczutowa. Tam przypadkowo znalazł się w rodzinie Elżbiety i Józefa Topolewskich. Ich córka Ola biegle mówi po angielsku, więc pełniła rolę tłumacza. Ale nie tylko. To ona, już po wyjeździe J.-L. Fechtera, pojechała ze swoim kolegą ( obecnie mężem) Jackiem Wochowskim na zarośnięty cmentarz w Blinnie. Rozpoczęło się żmudne kopanie terenu. Spod warstwy ziemi stopniowo wyłaniały się kawałki betonowej płyty z niemieckimi napisami. Po kilku dniach pracy udało im się ułożyć wiele nazwisk, wśród nich nazwisko FECHTER. Nie było już wątpliwości, że Jean-Luc Fechter odnalazł właściwe miejsce. Podczas dalszych poszukiwań w swoim kraju Jean-Luc, pośród innych dokumentów, znalazł pamiętnik wojenny Junga Martina, jednego z żołnierzy walczących w Blinnie, któremu udało się przeżyć. Pamiętnik okazał się bardzo cennym źródłem informacji. Odnalazł też obraz przedstawiający krajobraz wiejski, którego autorem był jeden z żołnierzy, malarz Otto Ledig, a namalował go na ostatnim postoju przed bitwą pod Blinnem, w Zamościu (gm. Rogowo). Otto poległ w bitwie, ale obraz pozostał. Z nowymi informacjami Jean-Luc w 2004 r. znów przyjechał do Polski, by szczegółowo ustalić miejsce i przebieg bitwy. Kolejna wyprawa J.-L. Fechtera do Polski miała miejsce dopiero teraz, w 20015 r. A oto co mówi o swoich przeżyciach w czasie tej niezwykłej podróży.
Tak, zrobiłem to!
W ciągu ostatnich lat odkryłem wiele cennych rzeczy związanych z Blinnem. Całą historię opisałem. Tak zidentyfikowałem się z opisaną historią, że musiałem wrócić do Blinna. Dla mnie jedynym sposobem była podróż pieszo i pociągiem, jak ci żołnierze zrobili to dokładnie sto lat temu. Chciałem poczuć to, co oni, idący w śniegu z Chaume de Lusse, oglądać te same krajobrazy, te same stare dworce kolejowe, próbując przeżywać podobnie jak oni, podróżujący w nieznaną przyszłość, tak daleko od swoich bliskich. To było wyjątkowe uczucie. Na przykład jadąc z Poznania do Torunia, w tym hałaśliwym pociągu z innej epoki, który pruł przez głęboką noc, czułem się jak duch Junga Martina, który opisał swoje przeżycia w dzienniku wojennym. Oczywiście nie byłem w tym samym nastroju, ale miałem wystarczająco impulsów, by cofnąć się do przeszłości. Często czułem dreszcze przebiegające przez moje ciało, gdyż zdawałem sobie sprawę z tego, co oni przeżywali. Dla wielu z nich była to ostatnia podróż. A ja jestem tutaj dzisiaj, żeby tego doświadczyć. Inny bardzo szczególny moment był, kiedy dotarłem do Radomina (pow. golubsko-dobrzyński - przyp. red.). Przed wioską rosną wzdłuż szosy ogromne buki, być może nawet 300-letnie. Idąc samotnie, myślałem – te drzewa są świadkami marszu Batalionu Landstrum po tej samej drodze sto lat temu(!). Przeżywałem bardzo, kiedy maszerowałem drogą przez lasy. Korzystając z ciszy i spokoju, wiedziałem, że to, co teraz robię, jest dokładnie tym, co chciałem zrobić. Emocjonalne było dla mnie też spotkanie z rodziną Elżbiety i Mieczysława Motylewskich w Zamościu. Będę zawsze pamiętał jak matka gospodarza, pani Jadwiga, patrzyła na obraz, który namalował Otto Ledig 100 lat wcześniej. Ona nie mogła zrozumieć, że ta mało znana miejscowość stała się nagle centrum wielkiego wydarzenia. (Żuraw i drzewa widoczne na obrazie pamiętała z dzieciństwa – przyp. red.). Kiedy przyszedłem w okolice Blinna, pomyślałem, że grób powinien być gdzieś po prawej. I nagle wszystko pojawiło się na horyzoncie, i poczułem wtedy ogromny dreszcz – O! Mój Boże, to jest tutaj!! Byłem bardzo poruszony, a jednocześnie odczuwałem wielką satysfakcję z osiągniętego sukcesu. Tak, zrobiłem to! I wówczas wróciłem myślami 20 lat wstecz, wtedy właśnie natknąłem się na nazwę Blinno po raz pierwszy. A teraz zrozumiałem, że rezultat moich poszukiwań, których efektem jest niesamowita opowieść o moich rodakach, przeszedł wszelkie moje oczekiwania. Oprac. DS
{/sliders}